Archiwum luty 2005


lut 25 2005 Bez tytułu
Komentarze: 11

      Problem polega na tym, że ja Go nie pokocham !

white_rabbit*k* : :
lut 20 2005 Bez tytułu
Komentarze: 17

"W miłości cnotliwa kobieta mówi nie; namiętna tak; dziwaczna tak i nie; kokietka ani tak, ani nie."

Charles de Bernard

white_rabbit*k* : :
lut 20 2005 Skołowana
Komentarze: 6

   

 

    Tak właściwie nie wiem, o czym dzisiaj napisać.

    Nie mam jakiejś specjalnej weny na pisanie, w ogóle na robienie czegokolwiek. Trudno, nie zawsze musze tryskać optymizmem, chociaż aż tak źle ze mną nie jest.

   Widziałam się z Nim w sobotę. Krótko, bo musiał jechać do Warszawy z babcią z jakimiś wynikami, aż do Warszawy. Nie powiem poświęcać to On się potrafi, tylko zaczyna mi być smutno, że nie ma dla mnie tyle czasu ile ja bym chciała żeby dla mnie miał, ciekawe czy on też żałuje.

    Czasem się zastanawiam, co by było gdybym tak potrafiła czytać w jego myślach coś czuje, że było by to, co najmniej ciekawe. Chciałabym, ale niestety nie mogę.

    Wczoraj oglądałam po raz kolejny „Randkę z księciem”, – ale cóż ja poradzę, po prostu lubię ten film. A może oglądam go tak z tęsknoty za Panem Idealnym, chociaż przecież nikt nie jest ideałem.

     Wiem, że dziwnie to zabrzmi, ale bardzo chciałabym zmienić jego charakter, – dlaczego? Bo mam jakieś przeczucie, że zaczynam się z nim nudzić, co już nie jest dobre. A może to ja się powinnam zmienić. Może powinnam wreszcie zejść na ziemie i zacząć realistycznie żyć, myśleć o przyszłości, nie szukać ideałów. Tylko, czemu to takie trudne, może, dlatego, że ja właściwie nie chce zmieniać siebie.

     Nie macie czasem przeczucia, że zostaliście stworzeni nie tylko od tak sobie, ale po Coś – ważnego, innego?

white_rabbit*k* : :
lut 17 2005 Smutne, nie?
Komentarze: 6

"Kobieta jest wiosną... przychodzi po jesieni i zimie, przynosi świeżość i ciepło... i jeszcze przynosi nadzieję."

 

Romain Hereux

 

 

 

     Zrobiłam sobie troszkę dłuższą przerwę, na moją korzyść lub nie. Nie wiem jak to się wszystko dzieje, ale jakoś zaczyna mi brakować czasu. Gdzieś mi wypływa przez zaciśnięte palce, tylko, czemu tak szybko? Trudno jakoś będę się musiała z tym wszystkim pogodzić, albo, no może np. znacząc wcześniej wstawać, problem w tym, tylko, że ja lubię długo spać.

     Zaczęłam wczytać wreszcie parę dni temu „Dziennik Bridget Jonem” – Helen Fielding. Nie skończyłam jeszcze, ale naprawdę bardzo mi się podoba, może to jest rzeczywiście tak, że jednak kobiety powinny go czytać, a może nie, przecież nie każdy lubi być taką 100% kobietą. Właśnie ostatnio przekonałam się o tym na jednym przykładzie mojej znajomej. Jednak nie będę operować nazwiskami. Powiem tylko tyle, że staram się być jednak tolerancyjna na tyle na ile mogę.

     Będzie miesiąc, chyba, jak się Nim spotykam. Mogę już mówić o nim jak „o swoim”, ale jednak nie chce. Nie chce, bo to by znaczyło, że jednak jakoś się w to angażuje, ale nie jestem chyba na to jeszcze gotowa. Jest jeszcze parę rzeczy, które za bardzo rażą mnie w oczy, na, tyle, że jeszcze nie jestem pewna tego, co mam myśleć. Przyjęłam strategie, że jednak myślenie w ogóle odstawie na półkę, jeśli chodzi o Jego Osobę. Poczekam na rozwój sytuacji, na Jego podejście do sprawy. Wiem, że dobrze je uwydatnił, ale ja jednak nie czuje się na tyle pewna w tej całej sytuacji, żeby robić jakieś stanowcze kroki, co do Niego. Chociaż czasem chciałabym zaryzykować. Chciałabym zobaczyć Go w sytuacjach ekstremalnych, przynajmniej dla Niego.

    Wczoraj przeszedł samego siebie. Założę się, że nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jednak ja do tej pory mam jakieś dziwne uczucie, że coś się chyba zmieni.
    Dzwonił do mnie, niby błaha sprawa, ale rozmawiał ze mną przez 2 godziny, właściwie to ¾ rozmowy polegało na jego mówieniu a moim monosylabowym przytakiwaniu. Opowiedział mi od poniedziałku wszystko to, co robił, jak mnie z nim nie było, że wkurzył go klient, że musiał jeździć za lekarzem dla babci, że u lakiernika też go wkurzyli. Tych, „że” było dość dużo. Dwie godziny mówienia o niczym, ale słuchałam go, przyjęłam taką rolę, może właśnie tego ode mnie oczekiwał. Ciekawe czy dobrze wypadłam? 
     Najgorsze jest jednak to, że od przyszłych weekendów będzie miał szkolenia i w ogóle nie będę go widywać przez trzy weekendy pod rząd. Smutne.

 

 

white_rabbit*k* : :
lut 11 2005 women's stuff
Komentarze: 10

     Uf, jestem padnięta!
     Czemu ja Mu się dałam namówić na tą Ikee? Dobra, przyznaje się było całkiem przyjemnie. Bo: dostałam kwiaty, bo objadłam się hot-dogami, bo dawno nie byłam w Ikei. Ale i tak musze stwierdzić, że troszkę zdenerwowała mnie sytuacja, kiedy dzisiaj przedstawiałam go mojej znajomej (natknęliśmy się na nią), a On objął mnie ramieniem, całkiem jak trofeum. Może to tak bardzo by nie uraziło mojego Ego gdyby to był jego jakiś jego kumpel „od piwa”, ale to była moja znajoma (ba, do tego długo szukająca faceta), więc w całej sytuacji czułam się niezręcznie. Postanowiłam Mu tego nie mówić, ale jeśli czyn się powtórzy nie omieszkam reagować! Na honor kobiety! Na pewno, nie!
      Dostałam dzisiaj Irysy –fajne… super się komponują w prostym wazonie – wspominałam może, że lubię dostawać kwiaty, to takie simatyczeskije. Panowie – dawajcie kobietą kwiaty – no oczywiście alergiczki odpadają :], ale jednak pamiętajcie o „okazji braku okazji”.
      Jak na razie muszę stwierdzić, że On się nadaje na zakupy? Chociaż to jednak facet, a jak na razie zauważyłam, że dzielą się on na dwa typy: pierwszy: taki, co jedną rzecz wybiera 3 godziny, a potem i tak kupuje tą, co spodobała mu się na początku, drugi:, co w 5 setnych sekundy podejmuje decyzje, wchodzi, kupuje, wychodzi, a ty nawet nie zdążyłaś zauważyć, co kupił?

      On chyba jest tą, bardziej grupą drugą. I wszystko było by nawet ślicznie, gdyby nie fakt, że straszny z niego poważniak (wiem narzekam).

      W każdym bądź razie ja jeszcze dzisiaj zdarzyłam sobie upolować balsam brązujący z Kolastyny, lakier do paznokci, maseczki dla siebie i mamity, aha… no i marcowe Cosmo.

       Zaraz pewnie zabiorę się za lekturę. Jutro dostanę chyba od Bety Bridgitkę w wersji książkowej, już się cieszę! Nareszcie coś do czytania, bo muszę się przyznać, że ostatnimi czasy leniłam się, ale się poprawię, bo ile można jechać na kolorowych pismach.

       Odkryłam dzisiaj straszny fakcior. A mianowicie Kasi, czyli mnie wyskakują piegi od słońca i od solarki też, no chyba straszne, chyba, bo podobno aż tak bardzo ich nie widać (ja je widzę!) i podobnież wyglądają sweet (no czy ja wiem!). Ale cóż trzeba by się z tym pogodzić, ale piegi muszą się pogodzić z faktem, iż istnieją korektory i podkłady! Ha kobiety górą :].

        W głośniczka leci Uniting Nations z „Out of Touch” – wybrałabym się do jakiegoś clubu, pobawić się, poszaleć, ale hm, pewnie nikomu się nie chce, a no i jeszcze marudzenie rodziców.

        Uciekam na dzień dzisiejszy, „ … co może przynieść nowy dzień? … „

white_rabbit*k* : :