... a, bo się zirytowałam ...
Komentarze: 4
Zjadłam całe opakowanie miśków Haribo, zaraz chyba ... jest mi niedobrze.
Spadł by już śnieg, przez to, że jest tak szaro i ponuro zaczynam się robić irytująca, sama dla siebie też. Mam o wszystko nerwy, dobrze, może nie o wszystko, ale jakoś tak... Po prostu nie lubię jak coś nie idzie po mojej myśli, a jednak wygląda na to, że wszystko kieruje się nieuchronnie w złą stronę. W sumie chyba nic raczej nie można zrobić, ale nie poddam się bez walki, co to, to nie, ani mowy nie ma.
Miałam małe nieporozumienie z wyższą instancją (czyt. kierowniczka), w sumie wszystko jest ok., tak jak było zawsze i przypuszczam, że będzie nadal, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że się porostu nie dotrzemy idealnie, idylli nie będzie. Mam mocny charakter i nic z tym, nie zrobię, że inni nie potrafią sobie w głębi siebie jakoś z tym radzić. Potrafię się zamknąć kiedy sytuacja tego wymaga, ale niech nie oczekuje ode mnie, że zawsze i wszędzie będę siedzieć jak mysz pod miotłą (na szczęście nie jestem w tym osamotniona). A firma jest oparta na stosunkach koleżeńskich, niech więc „ktoś” nauczy się szanować i akceptować zdanie innych, bo z tego co zauważyłam, sam nie jest nieomylny.
Dziękuje, to by było na tyle, idę zażyć krople żołądkowe!
Dodaj komentarz